poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział Drugi⇢ "Samolot wzbił się w powietrze..."


Marzec.

- Nie mogę w to uwierzyć! Zostały dwa tygodnie do twojego wylotu! 
Savannah stała naprzeciwko ściany z kalendarzem i wpatrywała się w otoczoną czerwonym okręgiem – datę z szeroko otwartymi oczami. Momentalnie posmak kawy na języku stał się zbyt gorzki, odsunęłam od siebie kubek, na sam skraj stolika w kuchni. Oparłam podbródek na splecionych dłoniach. Savi spojrzała na mnie z iskrami podekscytowania świecącymi w jej dużych, brązowych oczach. Uśmiechnęłam się szeroko, odwzajemniła uśmiech. 
Uśmiech był fałszywy, za nic w świecie nie czułam ekscytacji i radości, te uczucia zastąpiły tłamszące mnie od środka, dławiące w gardle, wszechobecne i atakujące przy każdym napływie nadziei – strach formujący się w przerażanie, zdenerwowanie i dziwny, nieodgadniony dla mnie w swym pochodzeniu – smutny żal.
Ktoś zadzwonił u drzwi i Savannah je otworzyła.
Ile dni jeszcze miałam się zamiar okłamywać i łudzić, że nie znam powodu – przez który ogarniają mnie te przedziwne obawy, kiedy wszystko co powinnam czuć to niekończące się szczęście? 
Powód wszedł do kuchni i delikatnym uśmiechem zmusił mnie bym wstała i spojrzała z bliska w jego oczy, a potem bym poczuła miękkość jego ust.


Jakim cudem miesiąc składający się z czterech tygodni minął tak szybko? Nawet nie poczułam upływu siedmiu dni odpływających ode mnie jako przeszłość czterokrotnie.
Na początku lutego byłam niewyobrażalnie przepełniona szczęściem i beztroską. 
Nowy Jork na mnie czekał, miałam go na wyciągnięcie dłoni...mój wymarzony, wyczekiwany i zasłużony Nowy Jork. Ale kwestia wyjazdu, tej wygranej na loterii – nie jako jedyna powodowała dla mnie tą radość. W Londynie nie szukałam miłości, nie szukałam faceta, nie szukałam związku i zobowiązań...i choć nawet teraz nie wiem co znalazłam, to chciałam to zachować do końca swoich dni, a nie drugiego tygodnia marca, kiedy wylecę do Nowego Jorku. 
Nawet Savannah, która miała wobec Jaxona zamiary odpuściła i pozwoliła mi, bym spędzała z nim każdą chwilę. Violett śmiała się do telefonu gdy opowiadałam jej o nim...wszyscy moi przyjaciele twierdzili, że byliśmy dla siebie idealni. Luty był miesiącem moim i Jaxona. 
Chodziliśmy na spacery śmiejąc się z niczego i debatując nad książkami, tańczyliśmy w klubie, umawialiśmy się na randki. Dopiero przy nim zrozumiałam filozofię Savannah, dotyczącą sesji pocałunków w kinie. Z doświadczenia wiedziałam jednak, że nie potrzebowałam przyciemnionych świateł i ludzi naokoło skupionych na dużym ekranie, by nie móc się powstrzymać przed atakowaniem ust Jaxona – własnymi. Nasza relacja w częstych momentach wydawała mi się surrealistyczną jawą, słodkim snem po wieczorze z komedią romantyczną. Nigdy nie czułam się w ten sposób, co więcej dziwiłam się ludziom, którzy się tak czuli, aż do teraz. Całe swoje życie uwielbiałam swoich przyjaciół, posiadałam jako takie wsparcie rodzinne i tyle mi wystarczyły od drugiej osoby. W liceum zakochałam się po raz pierwszy, ale nawet wtedy to zakochanie smakowało inaczej. Wówczas zależało mi jedynie na poczuciu, że nie jestem gorsza od swojej młodszej siostry i szczerze mogłam przyznać – musiałam sobie kogoś znaleźć, by ściągnąć z siebie uwagę wszystkich, którzy twierdzili, że nie widzę nic po za książkami. I choć ten mój pierwszy chłopak był wspaniały, bez emocjonalnego załamania w przyjaźni skończyłam z nim swój związek i wcale nie umierałam z tęsknoty w college, co szybko dało mi do myślenia...że zakochałam się w nim, bo był moim pierwszym i jak dotąd jedynym, a ja od zawsze miałam problem z przywiązywaniem i przyzwyczajeniem do ludzi. Po odejściu matki i obserwacji tragicznego życia miłosnego mojej siostry, miałam samoistną nauczkę...by unikać przywiązywania i o tym zapomniałam jedynie w przypadku swojego pierwszego chłopaka.


Zaparzyłam herbatę, słysząc za sobą kroki. Jaxon oparł głowę o moje ramię i otoczył moją talię swoimi dłońmi. - Savannah wyszła.
Zagryzłam wargę i odwróciłam się, westchnęłam ciężko.
Jaxon pokręcił głową. - Przestań, już z nią rozmawiałaś.
- Coś jest nie tak...ona nas unika. Spuściłam wzrok, wyrzuty sumienia wyżerały mnie od środka. Nie ma co byłam idealnym materiałem na przyjaciółkę roku!
- Co ma być nie tak? Zdziwił się z lekkim uśmiechem. - Nigdy bym się z nią nie umówił, ale cenię ją jako przyjaciółkę i jestem pewien, że ona wie, że może na mnie zawsze liczyć.
- Ale ona była pierwsza. Jęknęłam i przewróciłam oczami - zaklepała ciebie sobie.
Jaxon uniósł jedną brew i mogłabym przysiąc, zobaczyłam w jego twarzy oburzenie.
- To teraz zaklepuje się facetów? Spytał chłodno. Zmarszczyłam brwi zbita z tropu, przez jego ton. Odsunął się i pokręcił głową. Stałam jak słup soli dopóki nie zaśmiał się głośno.
- Cieszę się, że świetnie się bawisz...ale Savannah to moja najlepsza przyjaciółka! Mruknęłam posępnie i z wyrzutem wymijając go w małej kuchni. Schwytał moją dłoń i uśmiechnął się anielsko.
- Ani ty, ani ja...nic nie poradzimy na swój wybór, który jest już dokonany.
Pokiwałam głową ze smutną miną. 
- Dobrze pamiętam wasz stolik, kiedy Lily wylała piwo...Nie śmiem twierdzić że Ariana i Savannah nie są atrakcyjne, ale Boże...wszystko co widziałem to sfrustrowaną brunetkę z serwetką.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Co prawda zmieniłem trochę o tobie opinię gdy zażądałaś "Smak Piekła" i to tylko by się ze mną przespać...Westchnął teatralnie.
- Ty nadal z tym...Mruknęłam kręcąc głową i uderzyłam go w umięśnione ramię, co jedynie go rozbawiło, a mnie rozgniewało. 
- Bo zrobisz sobie krzywdę. Westchnął i bawiąc się pasemkiem moich włosów spojrzał w mojego oczy. - Tego bym nie chciał.
Wspięłam się na palcach, by sięgnąć jego ust. Wystarczyła nam dłuższa chwila bliskości, by rozbudzić w nas dzikość. Kontrolowałam się jak mogłam, ale z trudem. Jaxon działał na mnie i to o wiele bardziej, niż bym chciała. Jako zawodowy żołnierz trenował co dzień i sam dotyk jego torsu przez koszulkę wzmagał we mnie wewnętrzny ogień, jakiego myślałam, że nie posiadam. 
Dopiero gdy siedząc na szafce poczułam jego dłoń przy zapięciu przy moim staniku, zeskoczyłam z szafki jak oparzona. Uśmiechnęłam się figlarnie - Mieliśmy wypić herbatę!
Zdziwiony spojrzał na mnie bez uśmiechu. - Chcesz teraz pić herbatę?
Pokiwałam głową z tym samym uśmiechem.


W Barze nie było tłocznie, choć był to piątkowy wieczór. Siedziałam przy stoliku z Jackiem, który nie odrywał oczu od ekranu swojej komórki.
- Tak rozmyślałam....czy jest jakaś szansa, byś mógł powiedzieć mi co mówi o mnie Jaxon?
Od razu spojrzał na mnie.
Zaśmiałam się - No wiesz...czy mnie lubi...Wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok na swoją szklankę ze słomką, zażenowana.
- Skąd pomysł że o tobie rozmawiamy? Spytał z lekkim rozbawieniem i zainteresowaniem
Westchnęłam - Dobrze wiemy, że kolesie tak samo gadają o swoich dziewczynach, jak laski o swoich chłopakach. Rzuciłam pewnie, ze znaczącym spojrzeniem.
Uśmiechnął się - Możliwe. Znów zaczął wpatrywać się w swój telefon. Odezwał się po chwili: Zastanawiają mnie twoje słowa..."kolesie tak samo gadają o swoich dziewczynach"? Czyli sądzisz, że jesteś jego dziewczyną?
Zamrugałam oczami zdezorientowana - No tak...Mruknęłam niepewnie.
Jack przybliżył się - On tak tego nie odbiera. Odparł przyciszonym głosem ze spojrzeniem zdradzającym jego wsparcie, wiedział, że to mnie zaskoczy.
- Dlaczego? Szepnęłam, nic nie rozumiejąc.
- Proste pytanie: spaliście ze sobą?
Cofnęłam głowę, po czym spojrzałam na Jacka z niedowierzaniem.
- No właśnie. Mruknął i sięgnął po swoje piwo.
- Jaxon taki nie jest! Oburzyłam się.
- Jaxon myśli, że to Ty nie bierzesz go na poważnie i prostu się dobrze z nim bawisz...no wiesz, dopóki jesteś tutaj w Londynie. Jack uśmiechnął się – a jako że spodobałaś się mu, on na to idzie...to jest zadziwiające, bo znam Jaxa od lat i nigdy nie tracił czasu na takie "związki" – ostatnie słowo powiedział zmienionym głosem.


Savannah siedziała obok mnie na sofie w moim pokoju. Odłożyła swój laptop i czekała, aż ja odłożę czytaną książkę. Rozbawiona wykonałam jej nieme polecenie i spojrzałam na nią pytająco – tak? Westchnęła - Tak myślałam...zakupy! Musisz pokazać za oceanem brytyjski szyk i elegancję. Ucieszona poprawiła się na sofie i wpatrywała się w mnie w oczekiwaniu.
- Sama nie wiem...jakoś nie mam na to ochoty. Wzruszyłam ramionami rozczarowując ją kompletnie, co było dobrze ukazane w jej sarnich oczętach.
- Coś z tobą jest nie tak. Zawyrokowała krzyżując ręce na piersi. - Więcej paplałaś o Nowym Jorku dwa miesiące temu, niż teraz...kiedy autentycznie tam jedziesz!
Wstałam i odłożyłam książkę na półkę. Spojrzałam na Savannah, naturalnie oczekującą wyznania z głębi serca. - Tak nieraz jest. Oczekujesz czegoś, a gdy przychodzi co do czego...to już Cię to nie ekscytuje.
- My mówimy o Nowym Jorku, a nie randce czy wygranej talonu w centrum handlowym!
Na nowo usiadłam obok niej. Dałam za wygraną...opadły mi ramiona - Jaxon sprawia, że nie chcę zostawiać Londynu. Wyznałam porażona własnymi słowami. Gdzieś w głębi mnie tliła się ta teza, oczekująca mojego potwierdzenia...ale nie dopuszczałam tego do siebie, to było niemożliwe, a jednak.
Savannah milczała i był to znak, że i ją poraziły moje słowa. - Wow...Szepnęła po dłuższej chwili. 
- Tego się nie spodziewałam. Odparła patrząc na mnie zaskoczona. - Myślałam, że po prostu dobrze się z nim bawisz, ale to wszystko.
- To nic nie znaczy, jadę do Nowego Jorku, tak czy tak. Stwierdziłam z siłą i pewnością. W tym samym momencie wstałyśmy z Savannah z sofy. Jasnowłosa położyła dłonie na moich ramionach i skierowała wzrok na moją twarz - Nowy Jork to wszystko o czym kiedykolwiek marzyłaś!
- Wiem, dlatego tam pojadę i zostanę redaktorką w Nowym Jorku. Powiedziałam ze szczerym uśmiechem.


 To się naprawdę dzieje? Trzymałam w ręku bilet, stałam na lotnisku z bagażami, wpatrywałam się w tablicę odlotów: Londyn - Nowy Jork 11:00, i nadal nie mogłam uwierzyć, że to jest prawdziwe.
Savannah mocno mnie uścisnęła, aż zabrakło mi tchu.
- Będę tak bardzo tęsknić. Szepnęła ze łzami w oczach.
- Ja też. Uśmiechnęłam się sama bliska łez.
- A czy ja mogę liczyć na pożegnanie?
Odwróciłam się i zobaczyłam Jaxona, uśmiechnęłam się szerzej choć serce zakuło mnie straszliwie.
Chowając się w jego ramionach dałam upust swoim łzom. 
Jego twarz zdradzała wielkie przygnębienie, to sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej.
- Pożegnania są do dupy. Mruknęła śmiejąc się Savannah.
Posłałam jej ciepły uśmiech, a potem spojrzałam na Jaxona, nie odrywał ode mnie oczu i trzymał moją dłoń. Pohamowałam następne łzy i przeczuwając, że chwila moment załamie mi się głos odparłam: czas na mnie.
Pocałował mnie w usta i puścił moją dłoń. Savannah znów mnie przytuliła. Spojrzałam po raz ostatni na ich twarze, po czym odwróciłam się przyspieszyłam do odprawy ze łzami w oczach.
Będąc już na pokładzie samolotu schowałam twarz w dłoniach i korzystając z okazji, iż nikt nie siedzi obok mnie, rozpłakałam się, czując, że to wszystko to błąd i że za nic w świecie nie powinnam była zostawiać Jaxona. Ale było już za późno, samolot wzbił się w powietrze.

❃❃❃

Dziękuję za waszą uwagę i komentarze. Nie ma nic bardziej podbudowującego niż takie opinie. Co oczywiście nie oznacza, że podtrzymuję was przed konstruktywną krytyką! Mam nadzieję, że wasze wakacje mijają wam wspaniale i ciekawie. Nowy rozdział z Mel, już na dniach! Pozdrawiam.

xoxo


6 komentarzy:

  1. Hej! Rozdział świetny! Ostatni scena po prostu genialna! I ta piosenka! Dziękuje że ją dodałaś! Szkoda mi Prim, marzyła o NY, a teraz kiedy tam już leci, chciałaby zostać w Londynie. Rozumiem ją, zostawia Jaxona z którym zaczęła związek. Coś czuję jednak że nie zagości w NY na długo i niedługo ona i Jaxon znowu się zobaczą. Mam tylko nadzieję że Savannah nie zakręci się wokół Jaxona! Nie dziwie się że Prim miała małe wyrzuty sumienia że "odbiła" Jaxona swojej przyjaciółce. Czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno jest wybrać pomiędzy rodzącym się uczuciem, a marzeniem, dla którego tak wiele się poświęciło i tak bardzo pragnęło. Tym bardziej że znają się niedługo, a coś między nimi jednak jest. Mam nadzieje że wytrzymają tą próbę :)
    Ostatnia scena bardzo wzruszająca!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, świetnie wczułaś się w uczucia jakie targały Primrose, z jednej strony wymarzony NY, a z drugiej Jaxon. To był naprawdę trudny wybór i ciesze się, że poświęciłaś temu cały rozdział.
    Szczerze mam nadzieje, że Jaxon pojawi się również w Nowym Jorku, bardzo bym chciała :)
    Jednak nie mogę doczekać się samego NY, zżera mnie ciekawość co wydarzy się tam w ciągu tych 3 lat (w głębi liczę na happy end).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ;) Zapraszam na nowy sezon charmed nowa historia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie, że Ameryka stoi otworem, ale to było wiadome :D Nie no, ja tez nie chciałabym lecieć akurat w takiej sytuacji, ale zawsze są samoloty, maile i tak dalej, więc nasza Prim sobie na pewno poradzi ;) Przy ostatniej scenie, gdyby nie mój zajebisty humor pewnie bym się wzruszyła, pożegnania naprawdę są do dupy. Ale za to jakie mogą być powitania... ;)

    OdpowiedzUsuń