wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział Piąty ⇢ "Dobrze dla ciebie, ale mnie to nawet nie interesuje..."

Rozdziały: Pierwszy | Drugi | Trzeci | Czwarty |
W poprzednim rozdziale: Rose sądzi, że jej przygoda z Nowym Jorkiem dobiegła do nagłego końca, gdy przyłapuje swojego szefa w intymnym incydencie. Żegnając się z Miastem, Które Nigdy Nie Zasypia zakochuje się w nim jeszcze bardziej. Los się do niej uśmiecha, nie tylko nie traci pracy, ale i ma szansę zabłyszczeć, w dodatku Jax postanawia do niej przyjechać.

Tydzień później, Lipiec.

 Śmiałam się za każdym razem gdy rude loki – skaczącej przede mną  Mii – zawadzały o moją twarz. Moja towarzyszka oszalała, tak samo jak gitarzysta rockowej kapeli, która grała w ciemnym klubie w sobotnią noc, w dzielnicy Queens. W życiu samotnie nie wybrałabym się do takiego miejsca. By zajść za próg należało zejść z ulicy – piętro niżej, następnie przejść tunel, który oświetlały słabe, czerwonawe światła. W środku było za głośno, za ciasno i za duszno... ale im dłużej człowiek tam przebywał, tym dostrzegał i wyczuwał nietypową aurę miejsca. W większości nastolatki, poniżej dwudziestego pierwszego roku życia – przechadzały się od baru pod scenę, albo w stronę boksów, nie zwracając uwagi na kogokolwiek.  Tutaj każdy przychodził dla siebie, dla muzyki i tanich drinków. Wulkan energii jak Mia – mógł czuć się w tym klubie jak ryba w wodzie, choć już z doświadczenia wiedziałam, że i manhattański, luksusowy nocny blichtr był jej miejscem tak samo jak ta klitka spod ciemnej gwiazdy. Rudowłosa odwróciła się nagle i wyciągnęła do mnie dłoń, na której leżała podłużna tabletka. 
- Spasuję! - starałam się przekrzyczeć tłum.
Mia wzruszyła ramionami i wróciła do wariowania pod sceną, a ja wycofałam się z tłumu i skierowałam do baru.
- Piwo... najlepiej owocowe – znów starałam się przekrzyczeć zbyt głośną muzykę.
Barman schylił się nad blatem i gestem dłoni przyciągnął mnie – Londyn? - spytał z angielskim akcentem. Pokiwałam głową – Dartford!
- Liverpool – uśmiechnął się i przysunął mi piwo.
Był ciemnookim brunetem, zafarbowanym na blond, który mógł mieć dobre kilka lat więcej niż ja.
- Ile płacę?
- Na koszt firmy – uśmiechnął się i ruszył obsłużyć następną osobę.
              Dochodziła czwarta nad ranem, kiedy z Mią wylądowałyśmy na moich schodach pożarowych. Siedziałyśmy na kocu – rozłożonym na balkonie – z dwoma kubkami z ekologiczną, zieloną herbatą oraz pudełkiem po pizzy. Sąsiedzi pod nami wykłócali się od kilku godzin, kiedy ci – mieszkający nad nami – urządzali imprezę życia.
- Ja bym chyba umarła – Mia burknęła z zaspanymi oczami.
- Nie przeszkadza mi to – wzruszyłam ramionami, przez co rudowłosa spojrzała na mnie z niedowierzaniem – naprawdę?
- No jasne, dopóki nie mam insektów pod łóżkiem i przy opłacie czynszu z stażowej pensji stać mnie jedzenie na wynos... nie mam zamiaru marudzić – przyznałam szczerze.
Mia przewróciła oczami – no tak, zapomniałam, że od tygodnia jesteś pokręconą optymistką, która  mogłaby wymiotować tęczą ze szczęścia.
Zaśmiałam się w głos.
- O tym właśnie mówię – Mia zauważyła z lekkim oburzeniem.
Pokręciłam głową, a uśmiech nie potrafił zejść z moich ust – nawet nie zaprzeczę! Wszystko układa się bajecznie, zostałam w Nowym Jorku, błyszczę w wydawnictwie... do tego jestem w związku z cudownym i seksownym żołnierzem.
- Ugh – burknęła – też chce seksownego żołnierza.

❊ ❊ ❊

Stałam w sali konferencyjnej w gotowości, także otoczona przez kilkadziesiąt róż w wazonach, które zostały ufarbowane na czarno. Nie mogłam się nadziwić tej zachciance naszej topowej pisarki Ramony Delgado, ale wykonałam swoją robotę, jaką dała mi Juliette i tylko to było dla mnie istotne. Do środka weszła Hallie Johansson – brunetka o zielonych oczach, wyrazistych brwiach i różanych ustach, która należała do elity edytorów naszego wydawnictwa. Na widok kwiatów wytrzeszczyła oczy – Matko, co to wszystko ma znaczyć? Rose?!
Zdziwiłam się co nie lada jej reakcją – hmm... Ramona uwielbia mroczne kwiaty? 
Hallie westchnęła ciężko, strach pojawił się w jej oczach – skądże! Ona nienawidzi ani róż, ani czarnego koloru od kiedy wygrała z depresją i napisała ostatni tomik!
- O czym Pani mówi? - spytałam zdezorientowana, kiedy ciemnowłosa zaczęła zbierać wszystkie wazony ze stołu. Dołączył do nas Peter Newman i miał identyczny wyraz twarzy jak Hallie, na widok czarnych róż.
- Skąd one się tutaj wzięły, przecież Ramona zwariuje jak je zobaczy! - uniósł się podenerwowany i zaczął pomagać Hallie, kiedy ja stałam jak słup soli, nadal nic nie rozumiejąc.
- To nie ma sensu! Juliette wyraźnie nakazała mi znaleźć najlepszą kwiaciarnię i zamówić róże farbowane na czarno, następnie ozdobić nimi całą salę konferencyjną – mówiłam szybko.
Peter spojrzał swoimi szarymi oczami – znacząco do na Hallie, która stanęła przede mną.
- Pewnie zrobiła to specjalnie, ale nie martw się... mamy jeszcze kwadrans, zdążymy się ich pozbyć.

❊ ❊ ❊

Dobry i ten tydzień, chociaż całe siedem dni żyłam w bańce mydlanej, myśląc tylko o Jaxonie i o tym jak dobrze mi idzie w pracy. Jak mogłam kupić uśmiech od Juliette Britton i jej słowa pochwały po pamiętnych zebraniu, kiedy Collin Roberts zażyczył sobie bym i ja w nim uczestniczyła? Spotkanie z Ramoną Delgado udało się uratować, w czas pozbyłam się wszystkich kwiatów co poirytowało moją szefową i po tym wiedziałam, że zrobiła to celowo. Mia pocieszała mnie, że mam w swoim kącie Hallie i samego Petera Newmana, który był emerytowanym królem w tym królestwie i ze względu na ten sam kraj naszego pochodzenia – miał do mnie sentyment, tak samo jak Hallie, która przed laty też zaczynała jako zwykła stażystka.
- Rose... Rose! - Mia pociągnęła mnie za ramię. Stałyśmy przed prestiżowym klubem i właśnie dołączyła do nas nietypowa postać. Była jedną z tuzina przyjaciółek Mii i jak każda wyróżniała się.
- To jest Blue, to jest Rose – Mia przedstawiła mnie pospiesznie młodszej od nas dziewczynie o błękitnych, pofalowanych włosach i srebrnych dzięki soczewkom – oczach. Miała idealny makijaż: proste, wymodelowane łuki brwiowe, kryształowy cień do oczu nad doskonałą kreską i pełne usta w kolorze cielistym. W identycznym odcieniu była jej prosta i obcisła sukienka, na którą narzuciła postrzępioną, jeansową kamizelkę.
- Hej – rzuciła od niechcenia i skierowania się ku wejściu.
Spojrzałam znacząco no Mię, która tylko szepnęła – Nowy Jork – po czym wzruszyła ramionami.
- Okay każdy zna dzisiejszy plan – rudowłosa odezwała się zaraz przy barze – zdobywam z powrotem mojego podłego ex i na tym się skupiam cały wieczór.
Prychnęłam – i to tylko dlatego, że sobie kogoś znalazł?
Blue lustrowała mnie wzrokiem, nie zdradzającym nawet cienia sympatii.
Mia pokręciła głową – wcale nie, naprawdę go kocham.
Wybuchłyśmy śmiechem, zaś Blue spytała – odzyskasz go i rzucisz, prawda?  - Mia przytaknęła kiwnięciem i obie przybiły piątki.
- Okay, on już tutaj jest! - Mia odstawiła szklankę po drinku i zaczęła poprawiać swoje rude loki.
- Rose, musisz pomóc Blue – skierowała się do mnie na odchodne – ona chce poznać Robertsa, a on też bawi się w tym klubie, po prostu wciśnijcie się do Vipów.
- O czym ty mówisz? Jak niby miałabym jej pomóc? - rzucałam zdenerwowane pytania, ale Mia już zaginęła w tłumie. Blue wpatrywała się we mnie niezawistnie swoimi sztucznymi oczami, zza sztucznych włosów.
- Dlaczego chcesz się zobaczyć z Robertsem? - spytałam, nie czując się zbyt komfortowo pod ostrzałem jej spojrzeń.
Uśmiechnęła się tajemniczo, po czym wskazała na lożę V.I.P – piętro nad nami – do której prowadziły połyskujące schody.
                   Stanęłyśmy przed bramką, ochroniarz spojrzał na nas bez uśmiechu – tak?
- Hej – Blue zaświergotała – moja przyjaciółka zobaczyła w środku swojego szefa, możesz się go spytać czy załatwi nam wejście? - przechyliła głowę, trzepocząc przy tym rzęsami.
-  Jak się nazywa? - ochroniarz spojrzał na mnie nieprzychylnie, a mnie opadły ramiona ze zrezygnowania co do tego wieczoru.  - Collin Roberts, to ten brunet w czarnej koszuli – wskazałam na mojego szefa, który wychwycił mnie i zaciekawiła go ta sytuacja.
Ochroniarz ruszył do niego, a ja poczułam się żałośnie jak nigdy dotąd. To nie było w moim stylu, wbijanie do Vipów, jeszcze przy pomocy swojego szefa. Widziałam jednak światełko w tym tunelu, jak tylko Blue pozna Robertsa, ja będę mogła zniknąć.
- Wchodzicie – odparł ochroniarz i przepuścił nas.
Czując się jeszcze żałośniej niż przed minutą, stanęłam przed boksem swojego szefa, gdzie siedziały jeszcze trzy inne osoby: brunet o oliwkowej cerze i ciemnych oczach, oraz para ponętnych modelek ze skrawkami materiału na swoich ciałach.
- Rose? - Roberts wysunął się ze swojego siedzenia i spojrzał na mnie pytająco.
Odgarnęłam włosy z twarzy i przybrałam uśmiech – tak się składa, że moja przyjaciółka – wskazałam na Blue – bardzo chciała Pana poznać, stąd dziękuję za pomoc ze wstępem.
Spojrzał na moją „przyjaciółkę”, potem znów na mnie, po czym wskazał na miejsca w boksie.
- Pracujecie razem? - odezwał się nieznajomy brunet.
Przytaknęłam i podałam mu dłoń – Rose.
- Aaron – odpowiedział na dłuższą chwilę przytrzymując moją dłoń.
Roberts teraz nie widział nikogo poza Blue, która usiadła obok niego.
                 Po kwadransie zostałam w boksie sama z Aaronem. Dwie modelki zostały bezceremonialnie oddelegowane, jakbym z Blue miała je zastąpić. Ta zniknęła po krótkiej rozmowie z moim szefem i zaprawdę nie byłam tym zaskoczona, choć jak zawsze miałam nadzieję do samego końca, że to wszystko nie jest Tym na co wygląda. 
- Jesteś jego stażystką? - Aaron przyglądał mi się badawczo znad swojej szklanki z bursztynowym trunkiem. Rozmyślałam zawzięcie co powiedzieć na odchodne, jakiej użyć wymówki, że nie zwracałam zbyt dużej uwagi na przyjaciela Robertsa.
-  Rose?
- Tak?  Przepraszam... ledwo co słyszę w tym hałasie!
Przysunął się bliżej ze śmiejącym się oczami, których źrenice wskazywały, że naturalnie to on rozbawiony nie był. - Możemy iść gdzieś, gdzie będziemy mogli porozmawiać?
Pokręciłam głową i wstałam jak oparzona, wówczas przy stoliku pojawiła się Blue i Roberts. Brunet z obojętną miną usiadł na swoim starym miejscu.
- Czas znaleźć Mię! - rzuciłam do Blue, która tylko wzruszyła na to ramieniem.
Gdy schodziłyśmy po lśniących schodach, prychnęła i zatrzymała mnie chwytem dłoni.
- Nie przeleciał mnie, okay? - burknęła krzyżując dłonie.
Przewróciłam oczami – dobrze dla ciebie, ale mnie to nawet nie interesuje. Zrobiłam co chciała Mia, dostałaś się do Robertsa... nie ma za co! - wpatrywała się we mnie zszokowana, przez co poczułam się źle - wybacz, po prostu nie chcę mieć do czynienia ze swoim szefem poza wydawnictwem.
- Okay  wzruszyła ramionami i wyminęła mnie obojętnie

❊ ❊ ❊

Wróciłam. Wielbię was i dziękuję za przeczytanie ♥