Marzec.
- Nie mogę w to uwierzyć! Zostały dwa tygodnie do twojego wylotu!
Savannah stała naprzeciwko ściany z kalendarzem i wpatrywała się w otoczoną czerwonym okręgiem – datę z szeroko otwartymi oczami. Momentalnie posmak kawy na języku stał się zbyt gorzki, odsunęłam od siebie kubek, na sam skraj stolika w kuchni. Oparłam podbródek na splecionych dłoniach. Savi spojrzała na mnie z iskrami podekscytowania świecącymi w jej dużych, brązowych oczach. Uśmiechnęłam się szeroko, odwzajemniła uśmiech.
Uśmiech był fałszywy, za nic w świecie nie czułam ekscytacji i radości, te uczucia zastąpiły tłamszące mnie od środka, dławiące w gardle, wszechobecne i atakujące przy każdym napływie nadziei – strach formujący się w przerażanie, zdenerwowanie i dziwny, nieodgadniony dla mnie w swym pochodzeniu – smutny żal.
Ktoś zadzwonił u drzwi i Savannah je otworzyła.
Ile dni jeszcze miałam się zamiar okłamywać i łudzić, że nie znam powodu – przez który ogarniają mnie te przedziwne obawy, kiedy wszystko co powinnam czuć to niekończące się szczęście?
Powód wszedł do kuchni i delikatnym uśmiechem zmusił mnie bym wstała i spojrzała z bliska w jego oczy, a potem bym poczuła miękkość jego ust.
Jakim cudem miesiąc składający się z czterech tygodni minął tak szybko? Nawet nie poczułam upływu siedmiu dni odpływających ode mnie jako przeszłość czterokrotnie.
Na początku lutego byłam niewyobrażalnie przepełniona szczęściem i beztroską.
Nowy Jork na mnie czekał, miałam go na wyciągnięcie dłoni...mój wymarzony, wyczekiwany i zasłużony Nowy Jork. Ale kwestia wyjazdu, tej wygranej na loterii – nie jako jedyna powodowała dla mnie tą radość. W Londynie nie szukałam miłości, nie szukałam faceta, nie szukałam związku i zobowiązań...i choć nawet teraz nie wiem co znalazłam, to chciałam to zachować do końca swoich dni, a nie drugiego tygodnia marca, kiedy wylecę do Nowego Jorku.
Nawet Savannah, która miała wobec Jaxona zamiary odpuściła i pozwoliła mi, bym spędzała z nim każdą chwilę. Violett śmiała się do telefonu gdy opowiadałam jej o nim...wszyscy moi przyjaciele twierdzili, że byliśmy dla siebie idealni. Luty był miesiącem moim i Jaxona.
Chodziliśmy na spacery śmiejąc się z niczego i debatując nad książkami, tańczyliśmy w klubie, umawialiśmy się na randki. Dopiero przy nim zrozumiałam filozofię Savannah, dotyczącą sesji pocałunków w kinie. Z doświadczenia wiedziałam jednak, że nie potrzebowałam przyciemnionych świateł i ludzi naokoło skupionych na dużym ekranie, by nie móc się powstrzymać przed atakowaniem ust Jaxona – własnymi. Nasza relacja w częstych momentach wydawała mi się surrealistyczną jawą, słodkim snem po wieczorze z komedią romantyczną. Nigdy nie czułam się w ten sposób, co więcej dziwiłam się ludziom, którzy się tak czuli, aż do teraz. Całe swoje życie uwielbiałam swoich przyjaciół, posiadałam jako takie wsparcie rodzinne i tyle mi wystarczyły od drugiej osoby. W liceum zakochałam się po raz pierwszy, ale nawet wtedy to zakochanie smakowało inaczej. Wówczas zależało mi jedynie na poczuciu, że nie jestem gorsza od swojej młodszej siostry i szczerze mogłam przyznać – musiałam sobie kogoś znaleźć, by ściągnąć z siebie uwagę wszystkich, którzy twierdzili, że nie widzę nic po za książkami. I choć ten mój pierwszy chłopak był wspaniały, bez emocjonalnego załamania w przyjaźni skończyłam z nim swój związek i wcale nie umierałam z tęsknoty w college, co szybko dało mi do myślenia...że zakochałam się w nim, bo był moim pierwszym i jak dotąd jedynym, a ja od zawsze miałam problem z przywiązywaniem i przyzwyczajeniem do ludzi. Po odejściu matki i obserwacji tragicznego życia miłosnego mojej siostry, miałam samoistną nauczkę...by unikać przywiązywania i o tym zapomniałam jedynie w przypadku swojego pierwszego chłopaka.
Zaparzyłam herbatę, słysząc za sobą kroki. Jaxon oparł głowę o moje ramię i otoczył moją talię swoimi dłońmi. - Savannah wyszła.
Zagryzłam wargę i odwróciłam się, westchnęłam ciężko.
Jaxon pokręcił głową. - Przestań, już z nią rozmawiałaś.
- Coś jest nie tak...ona nas unika. Spuściłam wzrok, wyrzuty sumienia wyżerały mnie od środka. Nie ma co byłam idealnym materiałem na przyjaciółkę roku!
- Co ma być nie tak? Zdziwił się z lekkim uśmiechem. - Nigdy bym się z nią nie umówił, ale cenię ją jako przyjaciółkę i jestem pewien, że ona wie, że może na mnie zawsze liczyć.
- Ale ona była pierwsza. Jęknęłam i przewróciłam oczami - zaklepała ciebie sobie.
Jaxon uniósł jedną brew i mogłabym przysiąc, zobaczyłam w jego twarzy oburzenie.
- To teraz zaklepuje się facetów? Spytał chłodno. Zmarszczyłam brwi zbita z tropu, przez jego ton. Odsunął się i pokręcił głową. Stałam jak słup soli dopóki nie zaśmiał się głośno.
- Cieszę się, że świetnie się bawisz...ale Savannah to moja najlepsza przyjaciółka! Mruknęłam posępnie i z wyrzutem wymijając go w małej kuchni. Schwytał moją dłoń i uśmiechnął się anielsko.
- Ani ty, ani ja...nic nie poradzimy na swój wybór, który jest już dokonany.
Pokiwałam głową ze smutną miną.
- Dobrze pamiętam wasz stolik, kiedy Lily wylała piwo...Nie śmiem twierdzić że Ariana i Savannah nie są atrakcyjne, ale Boże...wszystko co widziałem to sfrustrowaną brunetkę z serwetką.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Co prawda zmieniłem trochę o tobie opinię gdy zażądałaś "Smak Piekła" i to tylko by się ze mną przespać...Westchnął teatralnie.
- Ty nadal z tym...Mruknęłam kręcąc głową i uderzyłam go w umięśnione ramię, co jedynie go rozbawiło, a mnie rozgniewało.
- Bo zrobisz sobie krzywdę. Westchnął i bawiąc się pasemkiem moich włosów spojrzał w mojego oczy. - Tego bym nie chciał.
Wspięłam się na palcach, by sięgnąć jego ust. Wystarczyła nam dłuższa chwila bliskości, by rozbudzić w nas dzikość. Kontrolowałam się jak mogłam, ale z trudem. Jaxon działał na mnie i to o wiele bardziej, niż bym chciała. Jako zawodowy żołnierz trenował co dzień i sam dotyk jego torsu przez koszulkę wzmagał we mnie wewnętrzny ogień, jakiego myślałam, że nie posiadam.
Dopiero gdy siedząc na szafce poczułam jego dłoń przy zapięciu przy moim staniku, zeskoczyłam z szafki jak oparzona. Uśmiechnęłam się figlarnie - Mieliśmy wypić herbatę!
Zdziwiony spojrzał na mnie bez uśmiechu. - Chcesz teraz pić herbatę?
Pokiwałam głową z tym samym uśmiechem.
W Barze nie było tłocznie, choć był to piątkowy wieczór. Siedziałam przy stoliku z Jackiem, który nie odrywał oczu od ekranu swojej komórki.
- Tak rozmyślałam....czy jest jakaś szansa, byś mógł powiedzieć mi co mówi o mnie Jaxon?
Od razu spojrzał na mnie.
Zaśmiałam się - No wiesz...czy mnie lubi...Wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok na swoją szklankę ze słomką, zażenowana.
- Skąd pomysł że o tobie rozmawiamy? Spytał z lekkim rozbawieniem i zainteresowaniem
Westchnęłam - Dobrze wiemy, że kolesie tak samo gadają o swoich dziewczynach, jak laski o swoich chłopakach. Rzuciłam pewnie, ze znaczącym spojrzeniem.
Uśmiechnął się - Możliwe. Znów zaczął wpatrywać się w swój telefon. Odezwał się po chwili: Zastanawiają mnie twoje słowa..."kolesie tak samo gadają o swoich dziewczynach"? Czyli sądzisz, że jesteś jego dziewczyną?
Zamrugałam oczami zdezorientowana - No tak...Mruknęłam niepewnie.
Jack przybliżył się - On tak tego nie odbiera. Odparł przyciszonym głosem ze spojrzeniem zdradzającym jego wsparcie, wiedział, że to mnie zaskoczy.
- Dlaczego? Szepnęłam, nic nie rozumiejąc.
- Proste pytanie: spaliście ze sobą?
Cofnęłam głowę, po czym spojrzałam na Jacka z niedowierzaniem.
- No właśnie. Mruknął i sięgnął po swoje piwo.
- Jaxon taki nie jest! Oburzyłam się.
- Jaxon myśli, że to Ty nie bierzesz go na poważnie i prostu się dobrze z nim bawisz...no wiesz, dopóki jesteś tutaj w Londynie. Jack uśmiechnął się – a jako że spodobałaś się mu, on na to idzie...to jest zadziwiające, bo znam Jaxa od lat i nigdy nie tracił czasu na takie "związki" – ostatnie słowo powiedział zmienionym głosem.
Savannah siedziała obok mnie na sofie w moim pokoju. Odłożyła swój laptop i czekała, aż ja odłożę czytaną książkę. Rozbawiona wykonałam jej nieme polecenie i spojrzałam na nią pytająco – tak? Westchnęła - Tak myślałam...zakupy! Musisz pokazać za oceanem brytyjski szyk i elegancję. Ucieszona poprawiła się na sofie i wpatrywała się w mnie w oczekiwaniu.
- Sama nie wiem...jakoś nie mam na to ochoty. Wzruszyłam ramionami rozczarowując ją kompletnie, co było dobrze ukazane w jej sarnich oczętach.
- Coś z tobą jest nie tak. Zawyrokowała krzyżując ręce na piersi. - Więcej paplałaś o Nowym Jorku dwa miesiące temu, niż teraz...kiedy autentycznie tam jedziesz!
Wstałam i odłożyłam książkę na półkę. Spojrzałam na Savannah, naturalnie oczekującą wyznania z głębi serca. - Tak nieraz jest. Oczekujesz czegoś, a gdy przychodzi co do czego...to już Cię to nie ekscytuje.
- My mówimy o Nowym Jorku, a nie randce czy wygranej talonu w centrum handlowym!
Na nowo usiadłam obok niej. Dałam za wygraną...opadły mi ramiona - Jaxon sprawia, że nie chcę zostawiać Londynu. Wyznałam porażona własnymi słowami. Gdzieś w głębi mnie tliła się ta teza, oczekująca mojego potwierdzenia...ale nie dopuszczałam tego do siebie, to było niemożliwe, a jednak.
Savannah milczała i był to znak, że i ją poraziły moje słowa. - Wow...Szepnęła po dłuższej chwili.
- Tego się nie spodziewałam. Odparła patrząc na mnie zaskoczona. - Myślałam, że po prostu dobrze się z nim bawisz, ale to wszystko.
- To nic nie znaczy, jadę do Nowego Jorku, tak czy tak. Stwierdziłam z siłą i pewnością. W tym samym momencie wstałyśmy z Savannah z sofy. Jasnowłosa położyła dłonie na moich ramionach i skierowała wzrok na moją twarz - Nowy Jork to wszystko o czym kiedykolwiek marzyłaś!
- Wiem, dlatego tam pojadę i zostanę redaktorką w Nowym Jorku. Powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
♫ To się naprawdę dzieje? Trzymałam w ręku bilet, stałam na lotnisku z bagażami, wpatrywałam się w tablicę odlotów: Londyn - Nowy Jork 11:00, i nadal nie mogłam uwierzyć, że to jest prawdziwe.
Savannah mocno mnie uścisnęła, aż zabrakło mi tchu.
- Będę tak bardzo tęsknić. Szepnęła ze łzami w oczach.
- Ja też. Uśmiechnęłam się sama bliska łez.
- A czy ja mogę liczyć na pożegnanie?
Odwróciłam się i zobaczyłam Jaxona, uśmiechnęłam się szerzej choć serce zakuło mnie straszliwie.
Chowając się w jego ramionach dałam upust swoim łzom.
Jego twarz zdradzała wielkie przygnębienie, to sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej.
- Pożegnania są do dupy. Mruknęła śmiejąc się Savannah.
Posłałam jej ciepły uśmiech, a potem spojrzałam na Jaxona, nie odrywał ode mnie oczu i trzymał moją dłoń. Pohamowałam następne łzy i przeczuwając, że chwila moment załamie mi się głos odparłam: czas na mnie.
Pocałował mnie w usta i puścił moją dłoń. Savannah znów mnie przytuliła. Spojrzałam po raz ostatni na ich twarze, po czym odwróciłam się przyspieszyłam do odprawy ze łzami w oczach.
Będąc już na pokładzie samolotu schowałam twarz w dłoniach i korzystając z okazji, iż nikt nie siedzi obok mnie, rozpłakałam się, czując, że to wszystko to błąd i że za nic w świecie nie powinnam była zostawiać Jaxona. Ale było już za późno, samolot wzbił się w powietrze.
❃❃❃
Dziękuję za waszą uwagę i komentarze. Nie ma nic bardziej podbudowującego niż takie opinie. Co oczywiście nie oznacza, że podtrzymuję was przed konstruktywną krytyką! Mam nadzieję, że wasze wakacje mijają wam wspaniale i ciekawie. Nowy rozdział z Mel, już na dniach! Pozdrawiam.
xoxo